Moje wspomnienia…


Od dość dawna hołduję zasadzie, że równocześnie należy dbać o rozwój intelektualny oraz fizyczny. Sam oprócz zbierania informacji do doktoratu, artykułów oraz pisania różnych tekstów staram się dbać o własną kondycje i sprawność poprzez aktywność fizyczną. Kilka lat temu brałem udział w dwóch edycjach rajdu ekstremalnego rajdu na orientację „ERNO Harpagan”. Napisałem również relację z obu tych wydarzeń, które były zamieszczone na mojej starej stronie WWW. Ukazały się również dwa artykuły na ten temat w „Dzienniku Zachodnim”. Postanowiłem „odświeżyć” te relacje poprzez zamieszczenie ich na tym blogu. Poniżej znajduje się pierwsza część relacji z „ERNO Harpagan” 31, który odbył się w kwietniu 2006 r. zapraszam do lektury.

ERNO Harpagan 31

Wyjazd najpierw pociągiem o 23:47 do Gdyni droga mimo późnej pory okazała się całkiem znośna. O 6 rano ku naszemu zdziwieniu konduktor wygonił nas z przedziału ,który uprzednio zajmowaliśmy we dwóch. Do Gdyni dotarliśmy około 10, od razu wsiedliśmy do pociągu ,który jechał na miejsce przeznaczenia, czyli do  Bożegopola Wielkiego. Tam byliśmy już o 11 30.  Po przybyciu poszliśmy do bazy rajdu. Tam przygotowania i o 21 start. Zaczęliśmy ostro dużo biegnąc co zaowocowało ,że na dwóch pierwszych punktach kontrolnych byliśmy w setce. Pierwszy punkt kontrolny (PK) znaleźliśmy o 22:05. Droga do niego wiodła początkowo przez ulicę, następnie w lesie dołączyliśmy do bardzo dużej grupy ludzi z których chyba nikt nie patrzał początkowo na kompas ani na mapę i trochę pobłądziliśmy ale jak zaczęliśmy to robić to znaleźliśmy odpowiednią drogę.
„Dwójkę” zaliczyliśmy o 23:12 do tego PK szliśmy już polegając na sobie tylko, nie patrząc na innych. Droga wiodła niemalże cały czas leśnymi duktami jednakże czasem aby skrócić trasę szliśmy na przełaj.
Przed 3 punktem kontrolnym spotkaliśmy jakiś 2 gości i z nimi podążaliśmy do celu ,w drodze do tego punktu już więcej było drogi przez pola nawet ze dwie wioski mijaliśmy. Urozmaiceniem było przeskakiwanie przez napotkane płoty, swoją drogą dobrze, że nas nikt nie przegonił za naruszenie terenu prywatnego. W pewnym momencie było ostro myślałem już ze nie dam rady. Ale mimo pierwszego kryzysu udało się dojść do 3 PK. Kolejny etap osiągnęliśmy o 1:28 co klasyfikowało nas na 63. pozycji w tamtym momencie.
Przy wyruszaniu z 3. PK rozdzieliliśmy się z naszymi „towarzyszami niedoli”.  Pozornie prosta trasa do 4 punktu okazała się droga przez mękę… Dążąc do celu napotkaliśmy na bagna będące bardzo rozległą przeszkodą. Biorąc pod uwagę fakt, że nie znaliśmy głębokości trzęsawisk, był środek nocy oraz temperatura powietrza nie przekraczająca 6-9 stopni przejście przez nie wchodziło w grę… Poza tym musieliśmy pamiętać, że do bazy jest co najmniej kilkanaście kilometrów.  Podjęliśmy więc próby szukania okrężnej drogi, które okazały się udane. Jak by tego wszystkiego było mało to się jeszcze rozpadało to kompas się popsuł (niestety nie był najwyższych lotów). Szukając drogi okrężnej zawędrowaliśmy w gęsty las. Nasza sytuacja delikatnie mówiąc nie była zbyt korzystna po kilkudziesięciu minutach kluczenia w zaroślach wyszliśmy  na jakieś pole uprawne, błoto sięgające za kostki oraz nieustannie padający deszcz dawał się ostro we znaki. Błądząc z popsutym kompasem spotykaliśmy grupy ludzi , niektórzy szli do 4 PK, a inni już szukali kolejnego. W końcu dotarliśmy do 4 punktu o 4:03 spadając na 228 miejsce…
CDN…


Komentarze