Weekend w górach. Część pierwsza…

W dniach 28 do 30 września bieżącego roku wspólnie z 2 kolegami pojechałem do Zakopanego, aby „zdobyć” kilka szczytów. Po kilkutygodniowym wyczekiwaniu na odpowiednią pogodę zdecydowaliśmy, że jedziemy, mimo iż docierały do nas informacje o leżącym śniegu powyżej 1800 m. n.p.m. W zasadzie trasę mieliśmy zaplanowaną jedynie na pierwszy dzień – dwa kolejne uzależniliśmy od warunków panujących na szlaku. Zapraszam na relację z pierwszego dnia tj. 28 września 2013 r.


Na miejsce kwaterunku dotarliśmy ok. 9:30. Po rozpakowaniu  niezwłocznie udaliśmy się na szlak. Na początek wybraliśmy Tatry Zachodnie. Nasza droga rozpoczęła się około 11:15 w Dolinie Chochołowskiej, po jej dość dynamicznym przejściu weszliśmy na czerwony szlak wiodący nas do pierwszego celu wyprawy Trzydniowiańskiego Wierchu (1758 m. n.p.m.). Droga do niego wiodła poprzez schody o wysokich stopniach dających się we znaki zwłaszcza mięśniom na udach, a następnie ścieżką pomiędzy kosodrzewiną. Osiągnęliśmy go o 13:34.


Kolejnym celem był Kończysty Wierch (2002 m. n.p.m.). Trasę tą wiodącą ścieżką na grani pokonaliśmy w ok. 30 min. Na krótko przed osiągnięciem szczytu zaczęły się pokazywać pierwsze „zimowe ślady”, a mianowicie były to oszronione kępki trawy oraz kamienie. Niestety zaliczyłem dwumiesięczną przerwę bez aktywności fizycznej, co było spowodowane naderwaniem wiązadła w kolanie, a konsekwencją takiego stanu rzeczy były lekkie skurcze mięśni pojawiające się podczas tego podejścia.
Następny w „kolejce” i zarazem główny cel tego dnia to Starobociański Wierch (2176 m. n.p.m.). Trasa na niego tak samo jak w poprzednim przypadku wiodła granią. Coraz częściej pojawiał się szron i czasem nawet śnieg, którego było na nieoświetlanej stronie szczytu sporo. Podczas tej „wspinaczki” doszło do bardzo nieprzyjemnego zdarzenia. Mianowicie skurcze o których pisałem wyżej powróciły ze zdwojoną albo i potrojoną siłą. Początkowo, gdy tylko jedno udo bolało to szedłem dalej, po chwili z drugim stało się to samo i w tym momencie nie mogłem ustać na nogach…całe szczęście, że nie było to gdzieś na urwisku czy w jakimś innym newralgicznym punkcie, bo mogłoby być źle. Na szczęście po naciągnięciu nóg ból zaczął mijać, a ja złapałem „drugi oddech” i już bez problemów raz maszerując, a raz truchtając zdobyłem Starobociański Wierch. Emocje, serce bije mocniej…nie było wyjścia, bo zawrócenie nie wchodziło w grę (połowa drogi !)
Przyszedł czas na drogę powrotną, która wiodła przez Raczkową Przełęcz, następnie Siwą Przełęcz, pasmo Ornaków (3 szczyty od 1818 do 1887 m. n.p.m.) rozdzielonych przełęczami. Szlak, który obraliśmy prowadził do Iwaniackiej Przełęczy, następnie poprzez dolinę o tej samej nazwie do schroniska Ornak. Po przejściu Doliny Kościeliskiej po godzinie 19 i prawie 8 godzinach w trasie nastąpił koniec naszej podróży tego dnia.
Myśleliśmy jeszcze o zdobyciu leżącego w całości na terenie Słowacji szczytu Bystra (2248 m. n.p.m.), jednak z powodu dość późnej pory i krótszego dnia odłożyliśmy ten zamiar na przyszłość…(raczej niezbyt odległą).
Zapraszam na relację z kolejnych dwóch dni.

Miejsca „zaliczone” 28 września 2013 r. (w kolejności pojawiania się).
Doliny: 1. Chochołowska (1000–1100 m. n.p.m.), 2. Iwaniacka (1156–1459 m. n.p.m.), 3. Kościeliska (927–1156 m. n.p.m.);
Przełęcze: 1. Starobociańska (1975 m. n.p.m.), 2. Gaborowa (1938 m. n.p.m.), 3. Raczkowa (1959 m. n.p.m.), 4. Siwa (1812 m. n.p.m.), 5. Ornaczańska (1795 m. n.p.m.), 6. Wyżnia 7. Ornaczańska (1818 m. n.p.m.), 8. Iwaniacka (1459 m. n.p.m.);
Szczyty: 1. Trzydniowiański Wierch (1758 m. n.p.m.), 2. Czubik (1846 m. n.p.m.), 3. Kończysty Wierch (2002 m. n.p.m.), 4. Starobociański Wierch (2176 m. n.p.m), 5. Kotłowa 6. Czubka (1839 m. n.p.m.), 7. Zadni Ornak (1887 m. n.p.m.), 8. Siwe Skały (1807 m. n.p.m.), 9. Ornak (1854 m. n.p.m.), 10. Suchy Ornaczański Wierch (1818 m. n.p.m.).


Komentarze