Pierwsza część relacji z Harpagana 33


Jak już wspominałem mam dla was relację z Ekstremalnego rajdu na orientację „Harpagan” 33, który odbył się w Trąbkach Wielkich w dniach od 22 do 24 kwietnia 2007 r. Tym razem pojechaliśmy we trzech Ja, Paweł oraz jego brat Krzysiek. Dzięki zdobytym doświadczeniom oraz lepszemu przygotowaniu niż ostatnio udało się uzyskać lepszy rezultat. Zapraszam do lektury.
Pobudka w dniu wyjazdu około 8 rano, cały dzień przygotowania. W pociąg do Gdańska wsiedliśmy o 23:10, tak się ten dzień skończył...A kolejny dzień, dzień chyba za dużo powiedziane kolejna dobra rozpoczęła się  w pociągu. I tak jechaliśmy sobie do Gdańska, udało mi się usnąć dopiero około godziny 3. Na miejsce dotarliśmy o godzinie 8:30, najpierw poszliśmy na wierze jednego z kościołów aby podziwiać panoramę Gdańska. Po zejściu na dół zjedliśmy pizze, a następnie poszliśmy do empiku poczytać książki i gazety. Tak nam zeszło do 14:30 kiedy to wsiedliśmy na busa jadącego do miejsca rajdu czyli do Trąbek Wielkich (miejscowość w województwie pomorskim, powiat gdański). Byliśmy jednymi z pierwszych w bazie rajdu, gdy została otwarta weszliśmy i rozłożyliśmy śpiwory itd. Próba uśnięcia spełzła na niczym, udało mi się jedynie trochę poleżeć.
Po 19 zacząłem się szykować do wyjścia, kanapki ,niezbędne rzeczy potem przebieranie, na starcie stawiliśmy się o 20:50. Mapy były rozdawane od 20:57. Ruszyliśmy o 21 w grupie 550 osób (jak się później dowiedziałem). Naszym celem było – podobnie jak rok wcześniej sprawdzenie własnej wytrzymałości oraz orientacji w terenie, a przede wszystkim poprawienie wyniku z przed roku (połowa dystansu – 50 km)
Rywalizacja była głównie z własnymi z własnymi słabościami ale od przeciwników na pewno nie dało się odciąć ani psychicznie ani fizycznie.  My (tzn. Ja, Paweł i jego brat Krzysiek) ruszyliśmy szybko, do 1 punktu biegliśmy cały czas co zaowocowało dotarciem do niego już o 21:27 odległość niezbyt duża około 4 km.
Do drugiego punktu był podobnie jak w przypadku pierwszego, niemal cały ten dystans – nie licząc przeprawy przez rzekę i przez jakieś dziwne kolczaste rośliny – biegliśmy. Do punktu 2 dotarliśmy o 22:35 zajmując około 45 pozycje. Zacząłem już odczuwać pierwsze zmęczenie, a co gorsze i co zdecydowanie bardziej mnie martwiło to prawe kolano zaczęło mnie mocno boleć. Jak się potem miało okazać ból ten towarzyszył mi niemal do końca trasy…
Droga do punktu 3 zajęła nam już nieco więcej czasu ,bo 2 godziny bez 3 minut odległość była podobna jak z punktu 1 do 2 jednak troszkę pobłądziliśmy i stąd ten poślizg w czasie. Do punku 3 dotarliśmy na godzinę 0:32, niestety nie pamiętam na jakim miejscu ,bo nie zapisałem po prostu uleciało z pamięci...
Droga do punktu 4 zajęła nam 55 minut, a odległość wynosiła 5,5 km. Niestety to kolejny punkt z ,którego nie zapamiętałem miejsca jakie zajmowaliśmy w tym momencie (chociaż nawiasem mówiąc nie jest to takie ważne jednak dobrze wiedzieć).
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy do kolejnego punktu, trasa do tej pory w znacznej mierze wiodła przez las co powodowało zmniejszenie uczucia chłodu spowodowanego mroźnym wiatrem podczas drogi na otwartej przestrzeni. Do 5 punktu dotarliśmy o 2:44 , zajmując około 60 pozycji biorąc pod uwagę liczbę uczestników było wyczynem dość dobrym. Piąty punkt leżał przy jeziorze Przywidzkim, niestety pora nocna nie pozwoliła nam na podwianie panoramy jeziora.
Droga do punktu 6 wiodła wzdłuż jeziora, a następnie przez las i kilka wsi. Punkt szósty był dość dobrze ukryty ponieważ szukanie go zajęło nam sporo czasu ,bo prawie 2 godziny. Udało się go dopiero odszukać o godzinie 4:40, co nie było rewelacyjnym wyczynem przy stosunkowo niewielkiej odległości liczącej 5,5 km. Ból mojego kolana ciągle się powiększał i już właściwie nie potrafiłem iść nie kulejąc, choć nie mówiłem nic o tym, że mnie boli i starałem się dotrzymywać kroku towarzyszom. Jak by tego było mało to jeszcze dostałem jakby skurczu na twarzy co mnie nieźle wystraszyło, ponieważ nie mogłem ruszać przez pewien czas szczęką. Na szczęście dość szybko mi to przeszło ale strach i niepewność czy to nie coś poważnego pozostały. Przecież szliśmy w temperaturze powietrza wahającej się w okolicach –3 do –5 oraz przy mroźnym wietrze popijając zimną wodę. Po dotarciu na punkt 6 okazało się że czas 2 godzin dojścia do tego punktu spowodował że spadliśmy w okolice 80 miejsca.
Właściwie tylko nas to zmobilizowało, bo niemal od razu ruszyliśmy do punktu 7, który był oddalony od „szóstki” o 8 km. Droga do punktu 7 wiodła przez 1 czy 2 wsie następnie skręciliśmy w las i tam zaczął się kipisz, bo ścieżek i różnych przecinek było multum, a co do dokładności map można by mieć wiele do życzenia. Długo błądząc i mijając po drodze bagna oraz przedzierając się przez chaszcze w których o mało co się nie zgubiłem dotarliśmy wreszcie do punktu kontrolnego o 6:58 spadając w okolice 100 pozycji. Jedynym pocieszeniem może być fakt iż w międzyczasie podczas drogi z „szóstki” do „siódemki” rozwidniło się bez wątpienia ułatwiło to orientację – na tyle na ile to możliwe w całkiem obcym terenie.
Jak nie trudno się domyśleć wiadomość o spadku o kolejnych 20 miejsc nie specjalnie nas ucieszyła jednak ruszyliśmy do punktu 8 ,który znajdował się w bazie rajdu i był za razem jego półmetkiem. Dotarliśmy do niego o 7:56 po niecałej godzinie od poprzedniego punktu. Kolano bolało dość mocno musiałem rozważyć wszelkie plusy i minusy decyzji o kontynuacji wysiłku, a także konsekwencji z tym związanych. Po przemyśleniu sprawy postanowiłem iść zaliczyć 1 lub 2 punkty z drugiej pętli, a potem wrócić, mimo iż miałem świadomość że już w tej chwili poprawiłem wynik z zeszłego roku o prawie 5 godzin ,przy tym samym dystansie. Przerwa między pętlami trwała około 25 minut. Szybki prysznic, zabranie jedzenia i w drogę.
CDN….

Komentarze